dziesięć tygodni, to bardzo dużo, dla kogoś, kto jeszcze przed jedenastoma był w zupełnie innym świecie. w tamtym świecie było ciepło, ciemno i przyjemnie, choć coraz ciaśniej. dziesięć tygodni to bardzo mało dla kogoś, kto zaczął przygodę mającą trwać do końca jego życia. dziesięć tygodni, to tylko trochę więcej, niż dwa miesiące (zawsze śmiałam się z tego odmierzania czasu jednostkami dzielącymi rok na 52, a nie 12 kawałków)
córeczko, jesteś ze mną prawie trzeci miesiąc! każdego dnia odkrywam z tobą świat na nowo, przypominam sobie o małych codziennostkach, o których dawno zapomniałam, albo nigdy ich sobie nie uświadamiałam.
zapomniałam, jak to jest patrzeć komuś w oczy i widzieć w nich bezgraniczną radość i zaufanie.
zapomniałam, jak to jest śmiać się tysiąc razy dziennie, tylko dlatego, że się żyje.
zapomniałam, jak to jest zachwycać się ruchem swojej dłoni, poruszaniem palcami i zaciskaniem jej w pięść.
zapomniałam nawet, że można mówić bez słów i zdań, całą sobą czując to, co chcesz mi przekazać.
i słysząc to, czego nikt inny nie usłyszy.
dziękuję ci, maleńka.
za moje drugie życie.