obserwuję twoje okna ukradkiem, spod przymkniętych powiek, z głową odwrócona niby-to-w-drugą-stronę ilekroć parkuję samochód niedaleko twego domu. rolety są zawsze zaciągnięte, ale słabe to rolety, takie z trawy, czy słomy, udają tylko, że są. wyobrażam sobie, że ty obserwujesz mnie także, zapisujesz w pamięci wszystkie ramiona, które otaczają mnie przez ten czas, przelotne znajomości, które miały być na zawsze, które miały trwać, pomimo.
od jakiegoś czasu widujesz malutką rączkę w mojej dłoni, rączka rośnie, wyrywa się, ja za nią biegam, całuję, śmieję się.
przypominasz sobie, gdy wyrwałam się z twego objęcia, gdy zapytałeś, czy możesz mnie pocałować. osiemnaście lat temu. uciekłam i nigdy już nie wróciłam, nie wiem, jak to się stało, że przepadłam. wystraszyłam się tego pytania, twoich ciemnych oczu, jazzu, twoich pięknych zębów i tego diabelskiego spojrzenia, które mnie wyłowiło i nie chciało puścić. osiemnaście lat nie zatarło tego wspomnienia i uczucia, jakie towarzyszyło mi, gdy próbowałeś wprowadzić mnie w meandry muzyki, której nie rozumiałam. i nadal nie rozumiem. ale teraz już nie ucieknę, P.
kupiłam dwa bilety na koncert Julki, uwielbiam ją. niedługo wyślę Tobie jeden pocztą.
już się ciebie nie boję. już się siebie nie boję.
wybacz, że tak długo to trwało. czasami życie płata śmieszne figle, bo najpierw chce uczynić nas silnymi, a potem dopiero szczęśliwymi.
warto czekać.