okruszki
karmisz mnie okruchami wyrwanymi z codzienności jak gołębia na parapecie (nie cierpię gołębi, to szczury ze skrzydłami) jesteś na każde zawołanie i na każde przyspieszenie serca to mnie uspokaja i zniewala daję się karmić aż pęknę.
mam coraz słabszy wzrokpotrzebuję mocniejszych okularówby więcej nie pomylićtropu wilkaz tropem niedźwiedzia a z małego kotkanie zrobić tygrysaktóremu sama namalowałam paskisiłą własnej wyobraźni jestem jak projektor uczućtworzący hologramy na białej ścianiewłasnych fantasmagorii to powinno się leczyćalbo chociażumieszczać w kwarantannie(3 tygodnie w zupełności wystarczą) coraz szybciej sięregenerujęidę do okulistyidę do optyka …
tego dniagdy byłeś dalekousiadłam w leżakuza chatąrozszerzyłam nogii oddałam sięlasowii łące dotykałam trawwyobrażając sobieTwoją dłońpieszczącą delikatniewilgotne płatki różyśliskiejak ślimak(nagi) łąka patrzyłalas wzdychałjak ja owadycoraz głośniejgrałyswój koncertprzestrzeń drżałaaż wszystko znikłozamienione w płynny miód jak ja