Nie pamiętam już, kiedy ostatnio spędziłam na świeżym powietrzu dobę, a nawet tylko dzień. Pewnie było to w czasie wakacji, gdy dwa miesiące wolnego obfitowały w letnie przygody nad morzem, jeziorem, w lesie, czy w górach. Albo kiedy rytm dnia wyznaczała polka z Lata z Radiem, puszczana o dziewiątej rano, a do domu zaganiały dzwony wybijające pełne jedenaście, a czasem dwanaście godzin (to uroki mieszkania przy kościele). Powietrze po zmroku pachniało tajemnicą i przygodą – uwielbiałam tę woń ziemi mieszającą się z zapachem wieczornej rosy i czegoś, co pachnie tylko w dzieciństwie, a później, choćbyś nie wiem jak się starał, nie wraca. Może to zapach nagrzanej słońcem skóry, kurzu po całym dniu biegania za piłką, albo ochładzającego się asfaltu.
Nie wiem.
***
Piszę te słowa wyciągnięta na drewnianym pomoście nad wodą, usiłuję zasnąć i wiem, że zaraz mi się to uda, bo usypia mnie kumkanie żab, odgłos przejeżdżających w oddali samochodów, jakieś ptasie trele i bzyczenie owadów. Staram się odróżnić poszczególne dźwięki, licząc ile odgłosów uda mi się wyłowić z tej przyjemnej kakofonii. Mam zamknięte oczy i powoli odpływam w nicość, którą świetnie symulują promienie słońca przedzierające się przez dziurki mego czarnego kapelusza – widzę dziwną poświatę, która wciąga mnie w swoje wnętrze. W tym pół-śnie, pół-jawie czuję jeszcze, jak słońce zaczyna lizać moją lewą stopę, powoli przemieszczając się w górę łydki do uda. Tak, jakby ktoś okrywał mnie kołdrą z pierza, ciepłą i przytulną.
Uwielbiam to uczucie, gdy nagle jedyne, co słyszę, to mój własny, coraz głębszy oddech, kiedy przestaję reagować na insekty, usiłujące przeszkodzić mi w zapadnięciu w drzemkę. Resztką świadomości przenoszę się do czasów, gdy takie leżenie na trawie było częstym doświadczeniem – przypominają mi się bowiem eskapady nad wodę w dzieciństwie. Znowu mam dziesięć lat, leżę w ciemnoróżowym stroju na kocu i wygrzewam się, jak jaszczurka na gorącym kamieniu. Zapach potu miesza się z zapachem chloru, jestem na basenie wśród drzew. Czuję dumę, bo właśnie kolega nauczył mnie pływać, pozwalając trzymać za jego ramiona i chodząc ze mną na głębokie. Moje rozmyślania przerywa głos innego, który pyta się, po co noszę górę od stroju, skoro nie mam cycków. Mówię mu a po co ty nosisz majtki? Mam dziesięć lat, nie mam cycków, ale mam niewyparzony język i umiem pływać.
***
Zasypiam. Gdy się budzę, nie wiem, gdzie jestem, zawieszona w bezczasie i bardzo mi się to podoba. Są wakacje, słońce mnie piecze, raka i filtrów jeszcze nie wymyślono. Nagle czuję, że po plecach chodzi mi jakiś owad i już wiem, dlaczego wakacje już nigdy nie będą Wakacjami.
Wtedy czas nie istniał. Dwa miesiące trwały tak długo, że nie byłam w stanie uwierzyć, że mogę chcieć ich końca. Ale w sierpniu miałam przeczytane już wszystkie podręczniki (tak, wiem, psychiczna byłam).
A teraz? Niby leżysz na kocyku, jest cudownie, mija minuta, dwie, cztery, ale nagle czujesz na swoich plecach pieprzonego owada. I już wiesz, że ta błogość nie może trwać wiecznie. Że wakacje skończą się i wrócisz do swych obowiązków, do których nawet nie zdążyłeś zatęsknić. Że choćbyś nie wiem, jak olewał insekta łażącego ci po ciele, to nie jesteś w stanie o nim nie myśleć. Zrzucasz go z siebie i usiłujesz zasnąć na nowo. Tylko jakoś nie umiesz zapomnieć, że masz zaledwie parę dni, na swoje ukryte pragnienia. A na hasło wakacje życia, zawsze będziesz aktywował obraz opalonych nóg dziewczyny leżącej na kocu, gdy miałeś 15 lat. Może nawet była podobna do Liv Tyler? Tylko, że twoja Liv skończyła parę dni temu 38 lat.
***
Dochodzi do mnie, dlaczego dzieciństwo i wszystko, co było pierwsze, zostaje w pamięci na zawsze, pomimo, że czasem wcale nie było najlepsze. Ta intensywność uczuć, moc doświadczania, jest nam dana tylko w młodości. Być może dlatego próbujemy w dorosłym życiu wrócić do tej intensywności kiedy pijemy alkohol, zażywamy dragi, próbujemy różnych ekstremalnych przeżyć – bo chcemy znowu poczuć coś mocno, pierwszy raz i prawdziwie? Jak wtedy, gdy pierwszy raz całowaliśmy się, spędziliśmy noc poza domem, albo wyruszyliśmy w podróż bez pieniędzy, bez planu, ale z paczką świetnych znajomych.
Wakacje mode: off.
Nostalgia mode: on.