coś ci powiem, człowieku…
trzymaj się z dala od balonów, które unoszą mnie w endorfinowy raj. tych napełnionych podmuchami skrzydeł motyli fruwających w moim brzuchu, gdy jest cudnie. baloników wypełnionych powietrzem dni, gdy jest nam dobrze i radość wylewa się z nas haustami.
jeśli wyhodowałeś na parapecie kaktusy, odejdź czym prędzej precz. nie kłuj mnie, nie lubię tego. chcę latać wysoko, wysoko, tam gdzie ty miałeś wysłać swój prototyp – hen w stratosferze.
pamiętasz?
***
chciałam, byś skonstruował swój balon, umieścił w nim swoje złe nastroje i wszystkie niepotrzebne nam humory, wypuścił go najwyżej, jak potrafisz i wysypał je w kosmosie.
by dryfowały tam swobodnie, by nigdy więcej nie psuły tego, co piękne, dobre i właściwe.
pamiętasz?
***
chciałam czuć się lekko przy tobie i myśląc o tobie z daleka. unosić się ponad chodnikami, ponad domami, ponad psimi kupami na trawnikach. ponad szarymi poniedziałkami po wspólnym weekendzie. chciałam wzlatywać ku światłu, niebezpiecznie zbliżając się do słońca, prawie roztapiającego powłoki balonów. wiesz, że lubię ryzyko.
ale nie lubię, gdy ktoś próbuje rozpruwać coś, co nie należy do niego, rozumiesz?
***
coś ci powiem, człowieku…
nie zdążyłam.
tssssssssssssss…