najmniej wulgarny wpis o miłości, na jaki mnie w tej chwili stać.
***
– 5 lat, 3 lata, ponad 2 lata, niecałe 2 lata, niecałe 3 miesiące…
hej, stary… czy ty też masz wrażenie, że twoje życie to karuzela z madonnami, z których co kolejna jest bardziej zjebana genetycznie? że każda następna jest gorsza od poprzedniej? i że ta karuzela kręci się w rytm jakiejś opętanej muzyki, przy której rumuńskie techno to kołysanka? nie martw się, stary, ja też tak mam, mówię ci. też mam wrażenie, że całe moje życie to jakaś pierdolona spowiedź szaleńca, że ktoś z góry, albo z doliny, chce sprawdzić, ile jestem w stanie znieść. i ile ludzkich charakterów muszę poznać, aby na końcu przekonać się, że to nadal nie jest to, czego pragnę. mówię ci, beznadzieja, chłopie…
szczerze mówiąc mam ochotę pierdolnąć wszystko i wyjechać w Bieszczady, łącznie z robotą i mieszkaniem. chuja to wszystko warte. tak naprawdę, nigdy nie zależało mi na kupowaniu, dorabianiu się i paradowaniu przed innymi, znasz mnie…
chciałem tylko patrzeć się wspólnie z nią na góry i wiedzieć, że damy razem radę wejść na każdy szczyt. chuja tam, nawet nie na szczyt, chciałem tylko iść. z nią. gapić się na jakieś jebane biedronki, drzewa i mech po drodze. kumasz to? w dupie mieć rachunki, słupki i wykresy, cenę benzyny i kurs franka.
chciałem mieć Franka.
albo małą Żanetkę.
z nią.
tylko nikomu, kurwa, o tym nie mów, ok?
– ha(u)! ha(u)!
– no, ja myślę… dobry piesek.