nadal są we mnie uczucia jasne i piękne, które chcę dawać tym, którzy nie spuszczą ich w kloace ufajdanej zaschniętym gównem projekcji własnego ego. ego wielkiego jak brzuch kogoś, kto biega, skacze i robi fikołki w opisie na profilu randkowym, a w rzeczywistości nie jest już w stanie dostrzec własnego przyrodzenia. ego kogoś, kto narzeka na twardość ryżu, a sam go przyprawia tak, że nadaje się do wyrzucenia. ego człowieka, który zamiast zapomnieć o przeszłości, lecz pamiętać lekcję, pamięta przeszłość i zapomina lekcję. to jest dopiero ego! ego-ja-ja-ja-jestem-najważniejszy-to-ja-cierpię-to-ja-daję-to-mnie-się-należy! to ego narcyza szukającego własnego odbicia w oczach innych ludzi, nawet tych niedorosłych.
wciąż chcę i umiem ofiarowywać miłość.
ale nie tobie.
nadal są we mnie wesołe chochliki, które pozwalają przejść przez dzień z błyskiem radości w oczach, szaleńczego śmiechu i tańca do upadłego przy dobrej muzyce puszczonej w radiowej trójce. te, częste niegdyś, chwile przykryte zostały szaroburymi chmurami żalu i rozgoryczenia. trudno tańczyć w ołowianym pancerzu ściskającym serce.
a ja wciąż mam ochotę śmiać się i robić śmieszne miny do lustra.
ale nie z tobą.
nadal jest we mnie czułość i tkliwość, która rozlewa się na wszystko, co się rusza i jest mniejsze ode mnie, ale większe też. wiesz dobrze, kto podkręca moje iso i często z tego korzystasz, ale w bardzo samolubny sposób. przedmiotowy, rzec by można. a człowiek nie jest przedmiotem, nawet maleńki.
i wciąż chcę się nastawiać na wartości powyżej 800, lubię szumy, nadają mojemu życiu plastyczność i prawidłowy odbiór niuansów.
ale nie dla ciebie.
nadal wierzę w dobro i miłość bez warunków.