– mała, masz tu piernikowego ludzika na pożegnanie
– fajnie, będę go jeść po kawałku. tylko wtedy, gdy zatęsknię, ok?
więc nie ma cię dopiero drugi tydzień, a ja zjadłam mu już lewą rączkę i kawałek nóżki. za dwa miesiące ty będziesz miał brodę i włosy, jak wiking, a ja nie będę miała piernikowego towarzysza, tego jestem pewna. są takie dni, że mogłabym go pożreć w całości. w całości tego, co pozostało. opanowuję się jednak i próbuję być chomikiem. jak w dzieciństwie, kiedy trzymałam czekolady tak długo, aż zbielały. jadłam je po kosteczce, liżąc podczas czytania książek. podobno dzieci, które umieją odraczać swoją przyjemność, wyrastają na bardziej zdyscyplinowane i łatwiej osiągają swoje cele. cóż, byłam mistrzem prokrastynacji przyjemności.
może cierpliwość to ta cecha, która pozwala mi teraz na bycie Penelopą, choć wolałabym być Odyseuszem?
on mi się zgniótł w torbie pierwszego dnia, ja się do czekania nie nadaję.
dawno nie byłam dzieckiem.
już prawie wiosna.