Szczęśliwi niewolnicy są najzacieklejszymi wrogami wolności.
Marie von Ebner-Eschenbach
Kiedyś wydawało mi się, że wszystko zawiera się w ciągłym poczuciu niepewności, podnieceniu drugą osobą, ciągłych zwrotach akcji, wyznaniach gorących i górnolotnych. Pięknych słowach, tych ostatecznych. Cię. Zawsze. Nigdy.
Później okazało się, że były to nieodzowne składniki dania, które bez przypraw pozostaje jednak miałkie i bez wyrazu.
Bez wyrazów.
Gesty. Czyny. Wspólny śmiech z absurdu dostrzeganego tylko przez nas dwoje. To wszystko, co jest oprócz, poza tym, pomiędzy.
Wtedy, kiedy wychodzisz , a ja wstaję dopiero wtedy, gdy przestaję czuć twój pocałunek na ustach, który specjalnie odciskasz tak mocno, abym pospała jeszcze z kwadrans.
Wtedy, kiedy mówisz do mnie: nie gadaj już, tylko się przytul, obejmując mnie ramieniem i mocno przyciągając.
I wtedy, kiedy pomimo zmęczenia robisz późnym wieczorem ruskie pierogi, bo wiesz, że mam na nie ochotę od dwóch tygodni.
***
Podobno… szczęście to uczucie, które pojawia się na myśl o jego utracie.
Tylko czy można utracić coś, czego nigdy się nie miało?
Podobno… wyuczony śmiech działa na organizm, jak prawdziwy, bo pobudza te same mięśnie. Zwykłe uniesienie kącików ust poprawia nastrój. Może więc i wyobrażone szczęście raduje tak samo?
Podobno… siła kobiet leży w tym, że są w stanie uznać złudzenia za rzeczywistość. Tak przynajmniej twierdził Fellini. A co, jeśli sądzę, że jest wprost przeciwnie i w uznawaniu złudzeń za rzeczywistość widzę nie siłę, lecz olbrzymią słabość? Bo jaką można czerpać siłę z życia wyobrażeniami czegoś, co tak naprawdę istnieje tylko w sferze fantazji? Z życia, które rozgrywa się tylko w czyjejś głowie wypełnionej kolorowymi fantasmagoriami? I to raczej Hłasko był bliższy prawdy, gdy pisał, że żadna kobieta nie zapomni swoich marzeń o tym, kogo chciała mieć, a nie Fellini. Nie zapominać marzeń, ale nie żyć złudzeniami… Bo życie to nie hologram, który sobie tworzysz w głowie, gdy nie umiesz spać. A ja nigdy nie miałam kłopotów ze snem, zasypiam w piętnaście sekund, jak Japończycy w metrze.
I pomimo tego, nagle okazuje się, że wszystko, co wiem o tobie, to sobie wyobraziłam. Wyobraźnia. Znowu ta kurwa w zielonej sukience. Ach nie, to o nadziei było. Chyba powinnam napisać ogłoszenie: sprzedam wyobraźnię, bo jest za duża i kłuje mnie w serce.
***
Ja też się boję.
Jednak nie wkładam ubrania z jeżowych skórek, jak ten pan z anegdoty, który bał się ludzi i nie chciał, aby go dotykali. Wciąż pozwalam podejść bliżej, niż na odległość igieł. Nie kulę się jak jeż, który zwija się w kłębek, przy byle podmuchu wiatru. A przecież wiały już monsuny i pasaty. A nawet samum, jak u Tuwima:
Bo znów pogański samum wieje
W pędach, zawrotach, burzach, blaskach!
Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję,
Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj!
Boję się, ale nie tak bardzo, jak ty.
Wiesz dlaczego?
Bo mój strach przed porażką wciąż nie jest większy od wiary w powodzenie tego, czego pragnę.
Bo wiem, że to ten lęk sprawia, że stajemy się martwi za życia.
Przepraszam za moją bezpośredniość, ale po co jesz, jak i tak to wysrasz? Po co żyjesz, jak i tak umrzesz? Dlaczego się boisz, skoro jedyne, co masz do stracenia, to twoje ograniczenia?
A jeśli…
Jeśli jesteś szczęśliwym niewolnikiem własnych przekonań, to…
Wtedy żyj w spokoju, w swej strefie komfortu, którą sobie stworzyłeś, w tej mydlanej bańce. Kapsule przeszłego czasu. Czasu przeszłego niedokonanego. Nie wszyscy muszą być wolni.
Bo niestety nie wiem, na jaką terapię wysłać człowieka, który uwierzył we własną propagandę.
„Żyj”.
W trzech literkach pomiędzy cudzysłowiem, tej wąskiej przestrzeni, w której czujesz się wolny. Bo jeśli twój strach przed powiedzeniem bądź, jest silniejszy, niż twoje uczucie, to już umarłeś. I choć to twoje bądź, to raczej „o której będziesz, bo nie wiem, czy zdążę wrócić z pracy? (…) Co wolisz dzisiaj na śniadanie – jajka, czy kiełbaski? (…) Zobacz, kupiłem twoje ulubione grejpfruty! (…)” to… ja wiem. Tak, jak ty wiesz, że nigdy nie lubiłam słodkiego pitolenia, bo wystarczą mi słodycze do kawy. Jej czarna gorycz równoważy mi smak.
Byłabym. I za dziesięć miesięcy też, gdybyś…
Ale teraz wolę żyć, a nie tylko „żyć”.