W każdym z nas jest ktoś kogo nie znamy. Przemawia do nas w snach i tłumaczy, że widzi nas zupełnie inaczej, niż my siebie
C.G.Jung
od prawie pięciu miesięcy jej sny są fabularne i ma je każdej nocy. tak, jakby chciały dorównać dniom, które obfitują w równie silne emocje. w tych snach gra w koszykówkę, wyciąga samochód z bagna, znajduje miłosne liściki siostry, a nawet wybiera się z Alem Pacino na imprezę do Madonny. stara się zapisywać je wszystkie w swym dzienniku, który prowadzi nałogowo już drugą dekadę.
zawsze zastanawiała się, jaki związek mają marzenia senne z tym, co dzieje się za dnia. kupowała książki, które miały wyjaśnić poszczególne symbole, zaczytywała się Jungiem i szukała występujących w nich archetypów. sporadycznie zdarzało się, że pewne elementy pokrywały się z tym, co piszą w książkach. na przykład sny o fekaliach nie zapowiadały niczego dobrego. tak samo, jak sny o brudnej wodzie i błocie. za to wypadających zębów i śmierci nie obawiała się wcale. to nie były jej symbole.
spała coraz więcej, jakby zbierając siły, tak potrzebne jej już niebawem. sen był lekarstwem na wszystko. lubiła leżeć po przebudzeniu w łóżku i rozmyślać, mogło to trwać godzinami. powoli układała sobie w głowie elementy życiowej układanki, wszystko znajdowało swoje miejsce. nigdy nie była introwertyczką, ale teraz odnajdowała subtelną rozkosz w tej postsennej samotności. myśli przepływały przez jej głowę w slow motion i lubiła ten stan tak bardzo, że zapominała o stygnącej herbacie i ciasteczku korzennym, które leżało obok.
czuła się sama z sobą tak dobrze, że niezmiernie dziwiły ją pytania, o to, czy się nie nudzi, jak może wytrzymać bez telewizora, a nawet w zupełnej ciszy (przełamywanej jednak dystraktorami w rodzaju telefonu, czy pukania do drzwi). lubiła ten stan zawieszenia w czasie, w którym się znajdowała, lubiła tę bezgłośność i samość. samotna nie czuła się nigdy, nawet, gdy jedynym człowiekiem, jakiego widywała, był kurier z paczką.
ładowała baterie słoneczne, zachłannie pobierając skrawki światła z rzadka wpadające przez okna. jedyne, za czym tęskniła, znajdowało się dwieście kilometrów na południe i jakieś dwa kilometry wzwyż. góry.
na szczęście pozostawała jeszcze wyobraźnia i wspomnienia. w rozlicznych wędrówkach z poduszką pod głową, wracała do przeszłości, tej bliskiej i tej bardziej odległej, wybiegała też w przyszłość i wyobrażała sobie obrazy mające dopiero nadejść. wiedziała jedno. cokolwiek by się nie działo, cokolwiek by się majestatycznie nie spierdoliło, da radę. miała motywację, miała siłę i miała dla kogo. i wszystko inne stawało się nieważne.
jak miłość, która miała być na zawsze, a okazała się tylko krótkotrwałym zauroczeniem.
dostała na fejsie zaproszenie na wyprawę na Mont Blanc, w maju. niestety ma już inne plany. wybiera się wtedy w Himalaje.