Poniedziałek bez Ciebie
Wtorek bez Ciebie
Środa bez Ciebie
Czwartek bez Ciebie
Piątek bez Ciebie
Sobota bez Ciebie
Niedziela bez Ciebie
Dobrze, że tydzień ma
Tylko siedem dni.Krystyna Gucewicz „Tęsknię”
w Twoim mieszkaniu wszystko pachnie Tobą. przyjeżdżam tu co tydzień, by poczuć bardziej Twoją (nie)obecność. a może zejść na samo dno tęsknoty.
od piątku
jak Chrystus
umieram z miłości.
najpierw szybko otwieram okno po lewej stronie i drzwi balkonowe, by pozbyć się zapachu powietrza, którym nikt nie oddycha. rozpakowuję toboły, wpuszczam przez okno ptaki, które będą moimi jedynymi towarzyszami przez dwa kolejne dni. uwielbiam ich śpiewki. wieszam na balkonie pomarańczowy hamak, który przywiozłeś z Brazylii, dodaję poduszki i wyciągam się w nim, jak larwa w kokonie. może przeobrażę się w motyla, a może w motylicę wątrobową. polecę ku szczytom gór w oddali, hen, aż na Skrzyczne. policzę wierzchołki i zrobię telefonem kilka zdjęć. weekendowy rytuał, który pozwala mi czuć, że jestem blisko Ciebie.
ale Ciebie tu nie ma.
wieczorem z kieliszkiem białego wina, znowu okokonuję się cała w śpiworze. spróbuję policzyć gwiazdy, albo obserwować księżyc wyłaniający się zza krawędzi budynku i wędrujący po niebie w kierunku gór. później przeniosę się do łóżka i poczuję, że jest dla mnie za duże, mam za dużo kołdry i tak w ogóle, to chciałabym się do Ciebie przytulić.
ale Ciebie tu nie ma.
nazajutrz, skoro świt, obudzą mnie trele ptaków. na chwilę zachwycę się pięknem poranka, jednak myśl o wczesnym wstaniu przegoniona zostanie przez senność. obudzę się ponownie trzy godziny później i stwierdzę, że czas na jajecznicę. powiem kochanie, tylko pamiętaj, żeby nie dawać mi czosnku, ale odpowie mi głucha cisza, bo przecież
Ciebie tu nie ma.
wypiję kawę, poszukam nowej muzyki, przeczytam cały internet i dwie gazety, wrzucę zdjęcia na bloga. zacznę rzępolić na ukulele, ale cholerny d-dur doprowadzi mnie do szału i poczuję, że muszę wyjść. wyruszę w górę, jak zawsze. tylko ja, droga i las. threesome. trójkąt idealny.
wybieram nową ścieżkę, poza szlakiem i znowu się gubię. lubię ten dreszczyk emocji, gdy nie wiem, gdzie jestem i muszę liczyć tylko na siebie. idąc jestem drogą i lasem. schodzę do ambony, którą mijaliśmy tyle razy, ale zawsze była zajęta. wspinam się po drabinie, chcę otworzyć drzwi, bo nie ma kłódki, ale nie udaje mi się to. chcę powiedzieć, byś Ty spróbował, ale przecież
Ciebie tu nie ma.
wracam.
na naszym pieńku do medytacji jest pusto, więc zostaję tu długo. kontempluję słońce i mrówki chodzące w sobie tylko znanym porządku. czuję ciepło na skórze i korzystam z darmowej witaminy D.
de jak do dupy jest to wszystko, jeśli Ciebie tu nie ma.
***
cholera, jak ja tęsknię.